Pośród zrujnowanych kolumn i stert gruzu porośnietch mchem stał On...Książę Ciemności, Kayo. Wpatrywał się teraz ślepo, gdzieś ponad widoczne wierzchołki gór..:"Kimkolwiek jesteś, Panie Mój, Stwórco, dziękuję ci żeś dał mi życie..Blogoslawię cię, mój dobrodzieju...Duch mój z tobą..." Wyszeptał pod nosem klekając na jedno kolano:"Jam twój sluga, Panie niebios...Kim kolwiek jesteś..Wypelnię wolę twoją...Dopełnię tego co sam zacząłeś zsyłając mnei na świat.." Po modlitwie nagle zamilkł i pograżył się w myślach trzymając zaciśniętą piężć na piersi i zamykając oczy:"Nie znam moich rodziców..Skąd się wziąlem i jak śmię twierdzić że znam siebie..Dzięki ci Panie, że chociaż znam swój cel.." Jego oczy otorzyły się i ogarnęły swoją szafirową głębią horyzont:"Daj znać gdy nadejdzie czas..." Powiedział poczym wstał z kolan i wyszedł...
Offline