Dni na pustyni są ciężkie jak brzemię rozpalonego nieba. Nabrzmiałe słońce wylewa niewysłowiony żar na cierpiącą ziemię. To jak miejsce egzekucji: bez chmur, zlitowania. Sama bezpośredniość, promienie pod kątem prostym i nic więcej.
W chłodnych lepiankach można jednak znaleźć kojący cień.
„Niski, skromny chłopiec siedział pod drzewem w upalny dzień…”
Choć i tam temperatura waha się pod dużymi cyframi.
„W ręce ściskając złote monety o dziwnych napisach.”
- „Po co mi te monety…? Nie można ich zjeść ani sprzedać, jaką więc mają wartość? Po co mama mi je dała…” – pomyślał, obserwując błyszczące monety na otwartych dłoniach.”
Cisza i spokój, przerwana nagle jakimś hałasem.
Czy to słońce krzyczy w cierpieniu…?
„- Kotori! Uciekaj, Kotoriii!!!
- Mama…? – powiedział zaskoczony do siebie, wyglądając zza drzewa. Buchnęły płomienie…”
Gorąco nie dawało mu spokoju. Ciągle śniły mu się koszmary z przeszłości… Ten dzień był długi. Nikczemny, niewdzięczny, ukryty pod maską cierpienia.
„Jej twarz, dotąd piękna i nieskazitelna, teraz pokryta spalonymi szczątkami ludzkiej skóry, rozciągnięta była w grymasie cierpienia. Wokoło roznosiła się woń śmierci.
- Idźcie po chłopca. – Zarządził ktoś, a reszta magów poczęła wykonywać polecenie.
- Mamooo!!!”
Przewrócił się na drugi bok. Sny nie dawały mu spokoju.
Offline
Ze snu wyrwał go jakiś odgłos...Podobny był do szelestu jednak nie do końca nim był...Coś szurało po piasku pustyni zbliżając się coraz blizej i bliżej wydając dziwny syk przypominajacy syczenie weża...To coś było już nieopodal naszego bohatera bacznei go obserwując...
Offline
Kotori rozejrzał isę wokoło, niepewnie łapiąc katanę, która spoczywała zaraz obok niego. -"C...Co to...?" - pomyślał, omiatając wzrokiem wszystko dookoła i wypatrując jakiejś podpowiedzi.
Offline
Nagle spod żarzącego się piasku tuż pod stopami Kotoriego wyłoniła się wielka głowa pustynnego węża, która teraz groźnie syczala m uw twarz...Z jego wyciągniętych kłów kapał jad, a język, który poruszał się energicznie muskał teraz jego policzek..
Offline
Chłopak nie ruszał się gwałtownie, gdyż wiedział, że nie nalezy tego robić w razie zagrożenia. Mocniej zacisnął palce na katanie, patrząc wprost w oczy węża. Poczuł jak kropelka potu spływa mu po skroni. Jego ciało zaczęło mimowolnie drżeć -"Jesteś tchórzem, Kotori" - pomyślał. - "Jak chcesz pokonać swoje lęki...?" Skrzywił się, gdy poczuł język węża muskający jgo policzek. -"Nie zdołałeś jej obronić, bo jesteś tchórzem. Tchórzliwe dziecko... Nie potrafi samo o siebie...zadbać." Jeszcze mocniej zacisnął palce na katanie, do tego stopnia, że stały się białe. Nagle szybkim ruchem wyjął ją z pochwy i zamachnął się na wielkiego gada...
Offline
W jednej chwili powietrze przeszył straszliwy ryk potwora, a następnie olbrzymia głowa opadła wprost pod stopy kotoriego...Wielki tułw wtworzenia zwinął sie kilka razy poczym również przestał sie ruszać opadajac na piasek...Stworzenie było martwe.
Offline
Kotori spojrzał na nie z obrzydzeniem.
Po chwili w jego umyśle głowa węża zamieniła się w twarz tak znajomą, patrzącą na niego spod huczących płomieni.
- "Czy to ja zrobiłem...?" - pomyślał, będąc w szoku. Wstał szybko z gorącej posadzki, wychodząc na zwanątrz. - "Nie chcę na to patrzeć".
Offline
Wszedł do chłodnej lepianki, rozglądając się. Spojrzał na leżące tam ciało węża i zmrużył oczy. Przeszedł koło niego, podnosząc z podłogi katanę, po czym nachylił się nad ciałem i odciął jeden jego ząb, wkładając go do kieszeni. - Dziękuję, że... Otworzyłeś mi oczy. Dobranoc... - powiedział i cicho wyszedł z domu, kierując się spowrotem nad jezioro, ale na jego obrzeża, zwracając się w stronę oceanu.
Offline